W zgodzie z naturą...

Boso po rosie.

Sprawdzając starą tradycję.
Opublikowano 3 Sierpień 2011, autor: akozlowski

Wielokrotnie w literaturze spotkałem się z doniesieniami o dobroczynnym, często ratującym życie tradycyjnym zabiegu leczniczym jakim jest chodzenie na boso po miedzy. Na nic nie zdają się rozważania teoretycznie. Trzeba to sprawdzić w praktyce. Jednak świat się zmienił i bose przechadzki po miedzy, w świecie totalnej chemizacji, mogą być groźne dla zdrowia. Proponuję space na boso przy wschodzącym słońcu po zapuszczonej, zaniedbanej łące. Takie miejsca jeszcze czasem udaje się znaleźć.

Wróćmy jednak do rozważań teoretycznych. Dawniejszą miedzę współcześnie da się porównać jedynie z poboczem lokalnej lub mocno lokalnej drogi. Jest tam ogromna różnorodność roślin z których co najmniej połowa jest roślinami leczniczymi. Czym więc różni się wpływ leczniczy zażywania naparów z tych roślin leczniczych w porównaniu z chodzeniem po nich boso i dlaczego ta rosa jest ważna?

Okazuje się, że w zaparzanych ziołach nie znajdziemy śladu nisko cząsteczkowych i lotnych substancji, takich jak niektóre olejki eteryczne itp. Mają one szansę znaleźć się rozpuszczone w wodzie z rosy  porannej. Chłód spowalnia ich ulatnianie. Gdy jeszcze weżniemy pod uwagę zjawisko gutacji, czyli czynnego wydzielania wody przez liście roślin, to rośnie szansa na to, że podczas spaceru po rosie (o świcie) przez skórę naszych stóp wchłoną się substancje mogące ujawnić niespotykane działanie prozdrowotne.

Sprawdziłem i bardzo się zdziwiłem. Dużym zaskoczeniem tego było to, ze obok  relaksującego wpływu spaceru wczesnym rankiem bosą stopą po trawie były silne reakcje organizmu. Przede wszystkim reagowały stopy. Po chwili spaceru stopy zaczęły być gorące (masaż przez rośliny i zdrowa reakcja skóry na zadziałanie chłodu. Przy tym omywanie stóp  rosą sprawiało dużą przyjemność.

Kontakt gołej stopy z ziemią (jony ujemne), masaż i ekspozycja na chłodna rosę oraz wchłanianie się do organizmu lotnych substancji roślinnych może dawać  niespotykane efekty  wspierające zdrowie. Gdy do tego dołączymy możliwość dania ponownego nura w ciepłą pościel (jest przecież 5.30) to u każdego wraca radość życia.

źródło: http://akozlowski.wordpress.com/

 

Boso po rosie


 

Brrr... w taki ziąb? Katar murowany, jeśli nie zapalenie płuc – pomyślisz pewnie. Tymczasem zimne kropelki świetnie hartują.


Gdybyś tak z marszu zafundowała sobie teraz spacer na bosaka, to faktycznie mogłabyś go odchorować. Ale jeśli przygotujesz organizm, wkrótce będziesz biegać boso po śniegu, a o katarze i grypie zapomnisz na dobre. Bo nic tak nie hartuje, jak poranne spacery po rosie. Mnie nauczyła tego mama – codziennie z samego rana, słońce czy deszcz, wyganiała całą zaspaną rodzinę do ogrodu. Robiliśmy rundkę dookoła domu, a potem już każdy mógł zająć się swoimi sprawami. Oczy już się nikomu nie kleiły, a wszelkie jesienno-zimowe epidemie omijały nas z daleka. Zmarzluchy, które często się przeziębiają, niech zaczną od chodzenia boso po domu – zwijamy dywan i spacerujemy po gołej podłodze, nie ogrzewanej, oczywiście. Na początek wystarczy kwadrans dziennie i co 2-3 dni wydłużamy ten czas o 10 minut. Po dwóch, trzech tygodniach takiego hartowania można ruszyć do ogrodu. Najlepiej skoro świt, kiedy jest rosa. Pierwszy taki spacer nie powinien trwać dłużej niż pół minuty. Potem koniecznie wycieramy stopy do sucha i zakładamy ciepłe skarpety. Z czasem możemy spacerować coraz dłużej, nawet 3-5 minut. Ważne, żeby robić to codziennie, niezależnie od pogody, a po powrocie dobrze wysuszyć i rozgrzać nogi. Zahartowani, możemy biegać boso nawet po śniegu. Minuta, dwie takiego spaceru działa lepiej niż poranna kawa, przegania nie tylko choróbska, ale i zimową chandrę.

Tekst: Agata Fijołek
Źródło: http://www.kochamwies.pl/eko/zdrowie/13279-boso-po-rosie


Spacery po rosie

Już wkrótce będę mogła wstawać o świcie, wyruszać ze swoim ciężkim ekwipunkiem i turystycznym krzesełkiem na "łowy". Poluję na malutkie żyjątka ukrywające się przed ludzkim okiem w łąkowej trawie. Często rankiem, przed wschodem słońca łąki są skąpane w rosie, chłodne, nieruchome, ciche, ale jakie piękne i kojące.
Okiem aparatu wypatruję skąpanych w rosie biedronek, zadumanych motyli i zaciekawionych ważek.
Moja przygoda z tym bliskim a dalekim światem rozpoczęła się kilka lat temu, kiedy po długiej chorobie, przykuta przez kilka miesięcy do łóżka wyrwałam się wreszcie jak szalona na łono natury. Potrzebowałam tego kontaktu z chłodną pachnącą dzieciństwem trawą,cykania świerszczy i radości z kolorów innych niż cztery ściany.
Odkryłam wtedy życie, którego często nie zauważamy, a które toczy się blisko, pod naszymi nogami. Z zafascynowania i zachwytu tym światem, jego prawami i czasami brutalnością, ale mądrą, nie mogę wyjść do tej pory.
Polecam taką formę podróżowania, relaksu, szczególnie tym zagonionym i zapracowanym do bólu. Warto czasami zatrzymać się, położyć na zielonej trawie odgarnąć delikatnie trawę i zerknąć, co tam się kryje. Zmiana perspektywy z władcy stojącego pewnie na dwóch nogach, na uważnego obserwatora z nosem wśród łąkowych kwiatów pozwoli Wam zobaczyć mikrokosmos.   

Żródłó: http://kolumber.pl/g/3518-Spacery%20po%20rosie

Do lasu po zdrowie

Tak jak istnieją lecznicze zioła, także i takie właściwości posiadają również i drzewa. I o tym nie należy chyba nikogo przekonywać, bo o terapeutycznych walorach np. kasztana wiedzą - choć odbywa się to najczęściej instynktownie - także nasze dzieci, które z niebywałym zapamiętaniem obtrącają owoce, kolekcjonują przyjazne kuleczki, wyrabiają z nich zabawki...

Bo w rzeczy samej kasztan jak potwierdziły to jego badania (niemiecki przyrodnik Manfred Himmel), oddala niepokoje i przynosi dobre samopoczucie....

Jarzębina z kolei wzmacnia siłę woli i pozwala tym samym pozbyć się nałogów. Pobudza intuicję.

Lipa - pobudza myśli i wprowadza równowagę wewnętrzną i uczuciową. Pomaga wyciszyć się.
W tej sferze jeszcze lepsze są czereśnie, które zwiększają aktywność seksualną i pozwalają długo zachować krzepkość.

Sosna
- jak wiadomo, bywająca zazwyczaj otuliną sanatoriów, przynosi ulgę naszym płucom. Największą energię posiadają sosny porastające tereny piaszczyste.

Jodły - podobnie jak poczciwe wierzby, działają kojąco na system nerwowy.

Buki - poprawiają krążenie, likwidują stresy. Pobudzają w nas chęć do życia.

Brzoza - kontakt z nią zmniejsza stany depresyjne, usprawnia pracę pęcherza i nerek.

Dąb - wzmacnia organizm, poprawia krążenie i w ogóle obdarza swoje otoczenie energia życiową.

Topola – odpręża i dopinguje do pracy. Poprawi nastrój, gdy jesteśmy smutni.

Wierzba
– wycisza, pomaga polubić siebie. Sprzyja medytacji.